Małżonkowie spojrzeli na siebie przerażeni.
Pod wpływem złego przeczucia zastygł im śmiech na ustach.
— Źle jest — szepnęła Ewa — napewno nas stąd wyrzucą.
Adam opuścił posępnie głowę na piersi i milczał, nie umiał się oryentować tak szybko jak żona, ale i jemu odrazu się nie podobała ta z wielu względów zaszczytna wizyta.
— Źle — źle jest — powtarzała Ewa rozgorączkowanym głosem.
A przed chwilą było tak rozkosznie. Leżeli oboje na miękkiej trawie w cieniu drzew, które gałęźmi swymi chroniły ich od słonecznego skwaru! Ponad głowami ich unosiły się roje różnobarwnego ptactwa, napełniając słodkim świergotem powietrze, w oddali cicho szumiał Eufrat... A oni, zapatrzeni w siebie, upojeni miłością, olśnieni przepychem tego świata, który Bóg dla nich stworzył, śnili na jawie sen o przyszłem szczęściu.
Strona:Świat R. I Nr 11 page 17 2.png
Wygląd
Ta strona została przepisana.
Adam i Ewa.