— Kochasz? — pytała Ewa.
— Kocham — odpowiadał tuląc ją do swych piersi.
— I będziesz kochał wiecznie?
— Wiecznie... wiecznie!..
— No to pocałuj.
— Gdzie?
— Tu!
Adam nachylał usta i całował. Było tak rozkosznie gorąco. W oddali cicho szumiała rzeka. Czasami z gęstwy drzew wysuwał się na polankę lew, wypełzał krokodyl, wędrujący z Tygru do Eufratu. Ewa ze śmiechem nęciła ku sobie zwierzęta, a one pokornie lizały jej ręce.
Potem znowu chylila się ku Adamowi.
— Kochasz?
— Kocham — odpowiadał obejmując ją namiętnym uściskiem.
— A jak mu damy na imię?
— Nie wiem... Wymyśl jakie.
— Gdyby tak Kain? Podoba ci się?
— Kain... Kain!.. Jakież cudne imię... O Ewo, takiej kobiety, jak ty, nie będzie nigdy na świecie.
— No to pocałuj!
Adam nachylał się i całował. I znowu zapanowało milczenie. Było im tak nieskończenie dobrze... tak... tak... prawdziwie rajsko. Lecz czar prysł.
Strona:Świat R. I Nr 11 page 17 3.png
Wygląd
Ta strona została przepisana.