myśli, natchnionych troską o dobro publiczne. Przebija się w nich dusza czysta, jak kryształ, obok hartowności męża i prostoty dziecka. Jako obywatel kraju jest ten wójt z Gręboszowa postacią nową i piękną. Ucieleśnia w sobie idee nowoczesnej Polski i okazuje naocznie przebogate skarby moralne i umysłowe, jakie spoczywają na dnie wielomilionowej duszy polskiego chłopa, oczekując wyzwolenia.
Bojko jest samoukiem, sobie zawdzięcza przedewszystkiem wzniesienie się na wysoki poziom, na którym znajduje się, jest atoli także wykwitem tej pracy narodowej, jaką odradzająca się Galicya podjęła po stuletnim okresie jarzma niemczyzny. Jest to chłop-polak, chłop-patryota w każdem drgnieniu swego gorącego serca i pięknej duszy. Jak zły sen majaczy się obok niego dawna, zamierająca w naszych oczach, a typowa kiedyś postać „chłopa cesarskiego“, dla którego Polska była symbolem pańszczyzny i upośledzenia. Nie trzeba go już podnosić na wyżyny narodowych ideałów. On jest polakiem w każdym calu, takim samym, jak ci, co dźwigają nieprzerwaną tradycyę polskości od wielu pokoleń i przyjmuje z tęsknotą i miłością dobrego syna nie jakąś Polskę doktrynerską, ułamkową, specyalną, ale całą, z jej całkowitym spadkiem dziejowym, z jej błędami nawet i ciężarem grzechów, czuje się solidarnym z nią i pragnie ponieść dla jej szczęścia każdą ofiarę. Przebija się to z każdej karty jego pism. „Myśmy już nie cesarscy, jak nasi ojcowie — wyznaje Bojko — ale głośno się przyznajemy do tej matki ojczyzny, która nam tyle wieków była straszną macochą i z chlubą zwiemy się ludem polskim“.
Nie jest mu obcem nic, co jest polskiem. Pociąga go cała ojczyzna, której poznanie staje się jednem z najgorętszych jego pragnień. I płynie z orylami wzdłuż Wisły, wita królewską Warszawę, poznaje łany kujawskie, ze wzruszeniem oddycha powietrzem starej Polski nad Wartą. We Wrocławiu dopytuje się o Psie Pole, które radby zobaczyć dla nabrania otuchy, „że nas przecież niemcy nie pożrą, mimo, iż od tylu wieków pracują nad zagładą słowiańskiego szczepu“. Nad Gopłem, u stóp Mysiej wieży, nasuwa mu się uwaga, że „nie zbłądziła Polska, gdy się oparła niegdyś na chłopie i obrała go królem, ale przeciwnie poszła na służbę do obcych, kiedy lud odepchnięto od wszelkiego udziału w życiu publicznem". Wszędzie towarzyszy mu gorące, niewyrozumowane, instynktowne umiłowanie swojszczyzny. Poznał niemały kawał świata, lecz ni-
Strona:Świat R. I Nr 13 page 10 2.png
Wygląd
Ta strona została przepisana.