o ich wielkiej gorliwości kapłańskiej, o ich bezinteresowności, o wzniesieniu się ich ducha po nad prozę i po nad małość życiową.
Rozumiem nawet, jak mi się zdaje, ten o rozmaitym charakterze nacisk, jaki już to ciężko, już to boleśnie musiał działać na każdą gorętszą i żywszą duszę młodego księdza, po kilkoletnim pobycie w ciasnych murach seminarjum duchownego, rzuconego na pustynie duchową normalnego wikarjatu wiejskiego. Młody człowiek, — wykształcony w nader niedostateczny sposób do jednego z najtrudniejszych zawodów w seminarjum, przestarzałego typu szkolnego, i przez nauczycieli, z paroma zaledwie wyjątkami, ogromnie dalekich od tej wysokości, jaka jest pożądana i niezbędna, na jakiej stoją kierownicy seminarjów w całym już katolickim świecie, — wchodzi jako wikarjusz wiejski w świat rzeczywisty prowincji naszej, świat dziwnie ciężki i rozpłaszczony. W ludzie znajduje on materjalizm najpowszedniejszego typu, troskę o chleb, zabierającą każdą chwilę życia, i głębokie ale mało albo źle uświadomione przywiązanie do tradycyi i obrzędów religii katolickiej. Na plebanii spotyka się z jeszcze mniejszą kulturą teologiczną, jak sam posiada; z doświadczeniem życiowem wprawdzie znacznem, ale nie mogącem nie ranić jego młodej i entuzyastycznej duszy; często z obojętnością na istotne strony powołania kapłańskiego i mechanicznością w spełnianiu obowiązków zawodu, nieraz gorzej jeszcze z samolubstwem i chciwością. We dworze bywa nie lepiej; wiary tam bardzo mało, religii nie więcej, dla katolicyzmu chłodne uznanie jako dla doskonałego pierwiastku policyjnego i jako dla mocnej warowni nacyonalizmu. A w społeczeństwie dla spraw wiary i religii — wielka, zimna obojętność.
Dla szerszej działalności kapłańskiej ujścia przytem żadnego. Nad każdem słowem księdza czuwają denuncyanci wiejscy. Na każdym ruchu księdza wisi oko naczelnika powiatu. Nie można wyjść przed tłum z gorącem od poczucia misyi sercem, bo to jest zbrodnia stanu. Nie można do szkółki wiejskiej swobodnie wstąpić, bo ją Apuchtiny i Szwarcowie w policyjną opiekę wzięli. Nie można nawet, w rozpaczy, zamknąć się samotnie w celi zakonnika, bo klasztory są skasowane. Jakąż drogę ma przed sobą człowiek, który wyrzekł się ziemskich uciech, a nie chce zostać prostym zjadaczem chleba, zwyczajnym zawodowcem w sutannie, jeżeli nie głębie i nie wyżyny ascetyzmu, jeżeli nie wązkie i strome ścieżki, prowadzące nad przepaściami tajemnic bytu w kraj manowców fanatyzmu?!
Nad czterdziestu tymi ludźmi wisi dziś ostry miecz najstraszniejszej kary, jaką zna Kościół kato-
Strona:Świat R. I Nr 9 page 5 2.png
Wygląd
Ta strona została przepisana.