licki: eskomuniki, która ze zbłądzonych i cierpiących uczyni niezawodnie wykolejonych i nieszczęśliwych. Jakże wielką mam chęć rzucić tym, co wymiar kary tej trzymają w swem ręku: „Cierpliwości!... jeszcze cierpliwości!...“
∗
∗ ∗ |
Co się tyczy mateczki płockiej?
To zupełnie co innego.
Jednego rysu sympatycznego, jednego drgnienia głębiej ludzkiego nie mogłem się dopatrzeć w tem wszystkiem, co o niej mówią i piszą. Jej dusza wydaje mi się tak samo skrzywiona w zły i nieuleczalny sposób, jak skrzywionem jest jej dziwne i odpychające spojrzenie.
Cały balast teoretyczny, jaki przyniosła ona, aby „odnowić Kościół“ świadczy o wszelkim braku jakiejkolwiek kultury, o wązkości myśli wprost wyjątkowej, nawet u elementarnie ledwie wykształconej kobiety. Jedyny kult: adoracya Najświętszego Sakramentu. Jedyny obraz: Nieustająca pomoc. Cała pełnia życia ściągnięta do mechanicznego pełnienia obrządów. Mateczka płocka nie wychodzi wcale z granic Kościoła katolickiego. Przeciwnie. Jej tam za swobodnie, za luźno, za obszernie. Cały Kościół ten usiłuje ona wciągnąć do jakiejś ciasnej komórki, do jakiegoś wązkiego lochu w dolnej kondygnacyi. Taka nauka nie więcej jest w stanie odrodzić Kościół jak cyrkularz jakiegoś gubernatora jest w stanie zreformować ludzkość.
Ale pomińmy ubóstwo intelektualne mateczki. Kościół katolicki posiada niemało świętych, którzy byli ludźmi bardzo ubogiego w myśl ducha. Co prawda, ci święci nie sięgali ambicyami po nad odnowienie siebie samych...
Spojrzmy na jej cechy moralne. Pierwsze, w każdym razie jedno z najpierwszych jej objawień, było następujące: Święta Klara wyszła z niszy, w której stała, jako ożywiony nagle posąg i kazała mateczce stanąć na swojem miejscu. Zaczyna się więc od tego, że święci pańscy ustępują łaskawie płockiej mateczce swego miejsca. Kto w typowem tem widzeniu nie dostrzega megalomanii, obłędu wielkości, ten jest bardzo zaślepionym.
Co więcej opowiadają o niej? Że otrzymuje wskazówki z nieba. Któż z ludzi pewnym być może, że to nie są halucynacje, jeżeli nie są symulacje; któż z wierzących da głowę, że te wskazówki z nieba nie są tylko rubryką humorystyczną piekła. Co więcej? Że aniołowie sami wskazują jej tych księży, którzy wybrani zostali przez niebo do odnowienia Kościoła. Ale połowa z tych księży odwróciła się od mateczki, a niektórzy z niej szydzą i śmieją się. Więc aniołowie niebiescy pomylili się, jakby byli tylko uczonymi ziemskimi. Co więcej? Że siada na tronie przed oddanymi jej mankietnikami; że obrząd przyjęcia do sekty połączony jest z ucałowaniem jej ręki; że przy ołtarzu daje mankietnikom błogosławieństwo biskupie. W tem wszystkiem cóż jest innego, jak nie element wielkiej ambicyi, wielkiej pychy, wielkiego zarozumienia o sobie.
— Ostatecznie — mówił ktoś do mnie — w ten sposób mniej więcej objawiały się światu rozmaite święte z historji Kościoła.