Akurat w odwrotny sposób właśnie. Objawienie mówiło świętej o jej powołaniu, a nie o jej wielkości; rzucało świętą do stóp nędzarzy i żebraków, a nie sadzało ją na tronie; popychało świętą do najcięższych posług, najtrudniejszych zadań, najuciążliwszych obowiązków, a nie do kierowania nawą wielkich instytucyi. W świętej tyle właśnie jest pokory, ile w mateczce zarozumiałości; i tyle wahań na punkcie własnej cnoty, własnej dostojności, ile w mateczce pewności siebie.
Do tego, który tu, na ziemi, mówi o sobie: „jestem święty!" — piekło tylko się śmieje radośnie.
∗
∗ ∗ |
Opowiadają jeszcze rzecz bardzo zabawną o płockiej mateczce.
Że ma urodzić — Antychrysta.
Ździwiłbym się, gdyby się okazało, że to nie mateczka sama jest autorką tego pomysłu. Tak on stoi na wysokości jej umysłu i wyobraźni; tak pasuje do jej megalomanii.
Zanim jednak mateczka, przez swojego sławnego syna, rozporządzać będzie wszystkiemi bogactwami świata, okazuje ona niemałą pieczę o ziemskie rzeczy. Mankietnicy ślubują ubóstwo, pieniądze im niepotrzebne, składają więc oszczędności mateczce, która lokuje je w domach i dobrach, na własne nazwisko zapisywanych. Ktoś zażądał zwrotu swoich pieniędzy — a było tego tysiąc sześćset rubli. Przysyłają mu ratami — po dziesięć rubli na kwartał. Zaczęły się też procesye już do Płocka. Nie obejdzie się przy tem bez składek i ofiar. Mateczce właściwie nie grozi nędza... Raczej może mieć niedługo zmartwienia, połączone z trudnością znalezienia właściwej lokaty...
Mateczka zupełnie więc wciela ideał głośnego sceptyka francuskiego, który uważa, że najlepiej na świecie jest być „wielkim świętym„ Prawdziwa świętość nie wie o sobie, żyje wśród cierpień i wahań, obaw i nadziei, i prowadzi czasem do — męczeństwa, o czem pewno Lemaitre nie myślał, układając swoją drabinę ludzkiego szczęścia. Ale być fałszywym świętym! Co za los?! Ma się władzę, cześć, bogactwo, sławę — wszystko co życie dać może... Karjera!..