Ta strona została uwierzytelniona.
Szedłem ku niemu, spozierał smutnie
Ale odemnie nie stronił,
Jam nic nie mówiąc nastroił lutnię,
Zaśpiéwał, w stróny zadzwonił.
Łzy mu się rzucą, lecz skinął czołem,
Że się to granie podoba;
Scisnął za rękę, ja go ścisnąłem
I zapłakaliśmy oba.
Poznaliśmy się lepiéj nawzajem
I byliśmy przyjaciele.
On zawsze milczał swoim zwyczajem
I ja mówiłem nie wiele.
Potém gdy troską strawiony długą
Już nie mógł rady dadź sobie;
Ja towarzyszem, ja byłem sługą,
Jam go pilnował w chorobie.
Nędzny w mych oczach gasnął powoli,
Raz mię przywołał do łoża,
Czuję, rzekł, bliski koniec niedoli,
Niech się spełni wola boża.