Przejdź do zawartości

Strona:PL Dziecie elfów Polny Kwiatek 011.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w górę, gdzie szumiały kłosy jak las gęstego zboża. A ile razy wietrzyk je rozdzielił tak, że mogła zobaczyć kawałek błękitu, ogarniał ją żal niezmierny, i myślała o szczęśliwej, wesołej jaskółce. Jak ona buja swobodnie, daleko! Żeby ją znów zobaczyć choć na chwilę! Ale zapewne nigdy jej więcej nie spotka...
Jesień nadeszła wreszcie, i wyprawa była gotowa.
— Za cztery tygodnie wesele — powiedziała mysz polna z radością.
Wtedy Odrobinka rozpłakała się na dobre i przyznała się myszy, że nie chce być żoną tego nudnego kreta.
Mysz rozgniewała się strasznie.
— A to co za głupota! — zawołała. — Słyszał kto coś podobnego! Radzę ci po dobremu, wybij sobie z głowy taki śmieszny upór, bo cię sama ukąszę białemi ząbkami. Także grymasy! Taki bogacz, uczony, o wszystkiem mówić może! A futro aksamitne? Sama królowa nie ma podobnego. Kuchnia, piwnica pełne. Dziękuj Bogu za takie szczęście!
Nastąpił dzień wesela. Kret przyszedł po narzeczoną, aby ją zabrać do siebie. Odtąd będzie mieszkała głęboko pod ziemią i nie zobaczy nigdy więcej słońca, bo kret go znieść nie może. Biedna dziecina pochyliła główkę i wyszła raz ostatni pożegnać świat Boży.
— Żegnaj mi, słonko złote! — zawołała i wyciągnęła rączki. — Żegnaj, słonko miłe!
Z jednej strony światło dziwnie przeglądało przez las żółtych słomek, więc poszła w tę stronę kilka kroków i ujrzała, że zboże tu już zżęto, i krótkie źdźbła tylko wyglądały z ziemi. Ale słońce przeświecało zato bez przeszkody, i widać było wszystko dookoła.
— Żegnaj mi, żegnaj, słonko! — powtarzała.
Objęła mały, czerwony kwiatuszek i szeptała ze łzami:
— Pozdrów ode mnie jaskółkę, może zobaczysz ją kiedy. Pożegnaj ją ode mnie.
— Kiwit! kiwit! — rozległo się tuż nad jej główką. Podniosła oczy: jaskółka krążyła tuż nad nią.
Ucieszyła się bardzo, spostrzegłszy dziewczynkę i natychmiast usiadła przy niej. A Odrobinka zaczęła jej mówić, że ma zostać żoną szkaradnego kreta i mieszkać odtąd głęboko pod ziemią, gdzie słońce nigdy, nigdy nie dochodzi.
Przy tych słowach rozpłakała się serdecznie.
— Nie płacz — rzekła jaskółka. — Zima już nadchodzi, i wybieram się w podróż do cieplejszych krajów; leć ze mną. Usiądziesz mi na grzbiecie pomiędzy skrzydłami i uciekniemy obie od brzydkiego kreta i ciemnego mieszkania. Uciekniemy daleko, za góry, za morza, gdzie słońce jaśniej, cieplej jeszcze świeci, gdzie kwitną cudne kwiaty. Leć ze mną. Tyś mi ocaliła życie, gdy leżałam zziębnięta w ciemnym lochu, jabym cię chciała ocalić od kreta.

OSZAR »