wprawdzie fałszywy kierunek, jaki nadano jéj sercu i myślom, ale témbardziéj żałował pięknego kwiatu, nieumiejętną pielęgnowanego ręką; zapragnął wyrwać Zofią ze sfery próżności i głupoty, ogrzać jéj serce siłą własnego uczucia, podnieść ją, uszlachetnić, ukochać i postawić na piedestale ideału kobiéty.
Pieścił Wacław to marzenie swoje, i dla niego porzucił z wiosną postępową gospodarkę, którą się był niedawno zajął, prace swoje i swój piękny pałacyk, a przyjechał do domu siostry, aby ztamtąd często widywać Zofią.
Zalotna i piękna dziewczyna przykuwała go co raz mocniéj do siebie. Przy nim biegléj mówiła po polsku, wkładała w oczy wyraz tęsknego zamarzenia, który wabił tysiącem obietnic, w mowę wlewała miękkie i słodkie tony. Wiedząc, że Wacław lubi muzykę cichą i poważną, grywała mu śpiewy Mendelssohna, Szopena, śpiewała smutne piosenki Szuberta. Wacław coraz bardziéj rozkochany, wpatrywał się w głąb' jéj oczu, wsłuchiwał się w głos, i odjeżdżał zawsze upojony, pieszcząc wspomnienie chwili, w któréj dotknął białych palców dziewczyny, podając jéj kwiat zerwany, albo téj, w któréj spotkały się ich spojrzenia, i zdało się jemu, że w oczach Zofii były obietnice miłości i szczęścia.
— O, gdyby ona mnie kochała! — myślał zawsze Wacław, opuszczając Próżnów. — O, gdy-by tylko mnie kochała! nauczył-bym ją myśléć i kochać to, co
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 028.jpeg
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.