Czy uderzyło serce w jéj 18-letniéj piersi? Czy, gdy podawała ręce Wacławowi, uścisk jego gorącéj dłoni obudził w niéj struny życia? Gdyby Wacław patrzał w głąb' jéj istoty, jęknął-by z rozpaczy i ściskając swoje męzkie serce, aby nie pękło od żalu, porzucił-by kobiétę-lalkę. Zofia była wychowaną w Próżnowie, i kiedy Wacław obejmował ją wzrokiem gorącym, ścigał płonącemi oczyma, w jéj myśli roiły się obrazy przyszłéj swobody, niedalekich zabaw, i blasku, i gwaru, i tłumów, bijących przed nią czołem. Wpatrywała się w te rojenia swoje, a twarz jéj się rozpromieniała i rozmarzało oko, i piękną była, jak nigdy. Tak była piękną, że nawet kuzynek Michaś, stojąc z daleka i pokręcając rudawe wąsy, pomrukiwał:
— Dalibóg, ładna kuzynka! Niech ją dyabli, co za oczy!...
Około północy koczyk pana Warzeckiego biegł znowu po szerokiéj drodze, pod górę. Wacław odjeżdżał po oświadczynach, przyjęty, szczęśliwy.
W salonie Próżnowa, pani Swatowska mówiła do męża:
— Mon cher, trzeba myśléć o wyprawie dla Zosi. Za tydzień pojedziemy do Warszawy.