W tej wadze u mnie, żeby się mógł do nich
Teokryt przyznać, tak ja trzymam o nich.
Alkon patrząc na syna, kiedy go smok srogi
W poły trzymał, wyciągnął acz z bojaźnią rogi
I nie uchybił celu; bo strzała zwierzęciu
Prawie w gardle utknęła przy samem dziecięciu,
A sprawiwszy, co myślił, wedle dębu tego
Łuk zawiesił, znak szczęścia i oka miernego.
Filozofi, co nad nas uszy lepsze mają,
O dziwnie wdzięcznych głosiech w niebie powiadają;
Którym ja, jako prostak, we wszem wiarę dawam,
Ale na twej muzyce Marcinie! przestawam.
Nie masz o co stać, bych cię wpisał w swoje karty,
Bo tam statku nie wiele, a snadź wszystko żarty —
Ale możeszli wytrwać, gdy będą kpić z ciebie,
Powiedz imię co rychlej, chcę cię mieć u siebie.
Powiedz mi, gdzie się chowasz bracie Stanisławie!
Bom cię tak długo szukał, ażem ustał prawie;
Jakożeś mię był prosił na obiad do siebie,
Takżem cię ani widział i jadam bez ciebie.
By lutnia mówić umiała,
Takby nam w głos powiedziała:
Wszyscy inszy w dudy grajcie,
Mnie Bekwarkowi niechajcie.