Przejdź do zawartości

Strona:PL Fraszki (Jan Kochanowski) 042.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I zjedli mu tam byli między sobą ramię,
Czego, kiedy zaś ożył, miał widomie znamię,
Ale Pindarus nie chce zwać obżercą Boga;
Bo sprosna mowa pewna do upadku droga;
I[1] powiada: Gdy bogi Tantalus czestował,
Wtenczas mu się Neptunus syna rozmiłował
I uniosł go do nieba, gdzie potem i drugi
Był przyniesion Trojańczyk dla tejże posługi.
Wiem, co posługą zowiesz; zły mu był warzony,
Także chciał spatrzać, jako smakuje pieczony?


Nagrobek mężowi od żony.

Mężu mój miły! ty już[2] leżysz w grobie,
A ja trwam jeszcze na świecie po tobie.
Ale co żywę, umrzećbym wolała,
Bom tylko na płacz wieczny tu została.


O miłości.

Kto naprzód począł miłość dziecięciem malować,
Może mu się zaprawdę każdy podziwować;
Ten widział, że to ludzie bez rozumu prawie,
A wielkie dobra tracą przy tej głupiej sprawie.
Tenże nie darmo przydał na ramiona pierze,
Bo tam częsta odmiana: to gniew, to przymierze.
Strzały znaczą, że nagle człowieka ugodzi,
A z onej rany żaden zdrowo nie odchodzi.
We mnie strzały mieszkają i ten bożek mały,
Ale mu pewnie wszytki pióra wypadały,
Bo się nie da wypłoszyć nigdziej z serca mego,
Ani mi odpoczynku pozwoli żadnego.
Co za roskosz masz mieszkać w suchych kościach moich?
Zaby już nie czas przenieść gdzieindziej strzał swoich?

  1. W wyd. Piotr. i Turowsk.: A.
  2. U Turowsk.: ty tu.
OSZAR »