A nie dufaj w żadne czary,
I pod pierzem szpetny staroświecki biret.
Wiedzże, co masz czynić z sobą,
Bo lisi ogon za towar nie uchodzi.
A łotrowie, co to widzą,
W oczy pięknie, w kącie szykują swe draby.
Domyślajże się ostatka,
Wszakżeś już twym dziatkom marcypan rozdała.
Chyba w serce miłości! proszę nie uderzaj,
Ale na każdy członek inszy śmiele zmierzaj.
Świętym cię zwać nie mogę; ojcem się nie wstydzę,
Kiedy wielki kapłanie! syny twoje widzę.
Kiedyście się tych pomiarków tak dobrze uczyli;
Że wiecie, ilekroć koło obróci się w mili?
Zgadnicież mi, wiele razów, niż jeden raz minie,
Magdalena pod namiotem żywym duszą kinie?
Pośle papieski, rzymskiego narodu!
Uczysz nas drogi, a sam chybiasz brodu.
Nawracaj lepiej, niźli twój woźnica,
Strzeż nas tam zawieść, gdzie płacz i tesknica.
Tu góra drzewy natkniona,
A pod nią łąka zielona.