Człowiek pytać; bo by on swój wczas umiłował,
Pewnieby się raniej kładł, ani tak wiłował.
Długo się w wannie parzysz Pryszko pochodzona!
Czy chcesz, jako Pelias, odmłodnąć warzona?
Nie tyś to o Zofija! nie ty na mą wiarę,
Której ja przed siedmią lat pomnię w sercu miarę.
Ono była nadobna, ono wdzięczną była,
A wszytko jej przystało, cokolwiek czyniła,
Jej żart każdy był trefny, a gdy co kazała,
Zawżdy wielką powolność po każdym poznała.
Ciebie nie wiem jako zwać? — co poczniesz, nie grzeczy;
Postawa szalonego, głos ledwo człowieczy,
Żartom nikt się nie śmieje, na gniew nic nie dbają,
A jeśli słowo rzeczesz, jeszcze i nałają.
Nakoniec, krom imienia, nie masz nic dawnego;
Bierzmuj się, proście przebóg, a zbądź już i tego.
O lata zazdrościwe! wszytko precz niesiecie,
Zofija nie Zofiją, kiedy wy przypniecie.
Ten proporzec nad zimnym grobem zawieszony
Świadczy, że tu Kroczewski leży pogrzebiony
Nagle zmarły. Dla Boga! co tu mieć na pieczy?
Na słabej nici wiszą wszytki ludzkie rzeczy.
Nie nowina to Strusom, na wszelaką trwogę
Ciały swemi zawalać złym pohańcom drogę: