chwytywaliby je na wyścigi, ażeby poznać tajemnice bliźnich. Lecz nie lubię skandalu, inną też obrałem drogę: pisałem wprost do tych, których tajemnice przeniknąłem, i otoczyli mię wszystkiem, czego pożądałem. Przez obawę stali się mymi przyjaciółmi. Drżeli przede mną, lecz opowiadali, że mię kochają. Fe, pogardzam kłamstwem, kazałem sobie też dobrze zapłacić za to, że raczyłem znosić ich obłudę. I krawcy dostarczali mi ubrania (jestem świetnie zaopatrzony), uczeni i profesorowie wszelkich możliwych tytułów, odznaczeń, bogacze — złota. Tym sposobem stałem się tem, czem dziś jestem.
— A teraz do widzenia! Oto bilet wizytowy: mieszkam po słonecznej stronie, a podczas deszczu bywam stale w domu.
I wyszedł.
— Dziwne, dziwne zdarzenie! — powtarzał uczony.
I znowu upływały dni i lata.
Cień zjawił się powtórnie.
— Jak się pan miewa? — spytał.
— Ach — odparł uczony — źle mi się wiedzie. Piszę o wszystkiem, co prawdą jest na świecie, co jest pięknem i dobrem, a nikogo to nie obchodzi. Doprawdy, jestem w rozpaczy, — to boli!
— Złą pan obrałeś drogę — rzekł cień z wielką powagą — patrz: ja tyję, mnie dobrze, a przecież o to chodzi? Nie umiesz żyć na świecie i dlatego jesteś chory. — Trzeba się przejechać, podróż panu dobrze zrobi. Właśnie się wybieram w dalszą trochę drogę, może zechcesz mi towarzyszyć jako
Strona:PL Hans Christian Andersen-Cień, Śpiewak z pod strzechy 17.jpeg
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.