wyrosła, — rzekła sama do siebie — ale ja widzę jego prawdziwą chorobę: ten człowiek nie ma cienia.
To ją zaciekawiło, a że była królewną, więc nie robiła sobie z ludźmi ceremonji i na przechadzce pierwsza zagadnęła nieznajomego.
— Pańska choroba polega na tem, że nie masz cienia — rzekła.
— Z radością widzę — odparł cień spokojnie — znaczne polepszenie w zdrowiu waszej królewskiej mości i cieszę się z tego niezmiernie. O wzroku chorobliwie przenikliwym nie może być już mowy, jeśli nie widzisz pani mego cienia. To bardzo pocieszające. Prawda, że cień ten także jest dość oryginalny, ale gdybyś była chora, poznałabyś go w jednej chwili.
— Jakto? — rzekła królewna, zadziwiona i ucieszona zarazem.
— Czy nie widzisz pani osoby, która nie odstępuje mię ani na chwilę i zawsze jest po stronie przeciwległej słońcu? To mój cień. Różni się trochę od cienia innych ludzi, ale to jego zaleta. Lubię rzeczy oryginalne, pospolitych nie znoszę. Jeśli więc ubieramy służbę w kosztowną liberję, dlaczego nie miałbym ubrać cienia swego jak człowieka? Pozwalam nawet, aby miał jeszcze cień własny. To są rzeczy kosztowne, ale stać mię na to, a lubię oryginalność.
— Czyżbym rzeczywiście była uleczona? — pomyślała królewna. — Wprawdzie te wody mają cudowne własności, ale — w każdym razie jeszcze nie wyjadę, gdyż podoba mi się tutaj towarzystwo
Strona:PL Hans Christian Andersen-Cień, Śpiewak z pod strzechy 20.jpeg
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.