wiem stanowiły one dowód, czemby być mógł i umiał, gdyby mu się podobało.
— Zdarzyło mi się być w Heraklei — odrzekł Viniciusz. — Wysłał mnie tam Korbolo z rozkazem ściągnięcia posiłków.
— Ach, Heraklea! znałem tam jedną dziewczynę z Kolchidy, za którą oddałbym wszystkie tutejsze rozwódki, nie wyłączając Poppei. Ale to dawne dzieje. Mów raczej co słychać od ściany parthyjskiej. Nudzą mnie wprawdzie te wszystkie Vologesy, Tirydaty, Tigranesy i cała ta barbaria, która, jak twierdzi młody Arulanus, chodzi u siebie w domu jeszcze na czworakach, a tylko wobec nas udaje ludzi. Ale teraz dużo się o nich mówi w Rzymie, choćby dlatego, że niebezpiecznie mówić o czem innem.
— Ta wojna źle idzie i gdyby nie Korbulo, mogłaby się zmienić w klęskę.
— Korbulo! na Baccha! prawdziwy to bożek wojny, istny Mars: wielki wódz, a zarazem zapalczywy, prawy i głupi. Lubię go, choćby dlatego, że Nero go się boi.
— Korbulo nie jest człowiekiem głupim.
— Może masz słuszność, a zresztą wszystko to jedno. Głupota, jak powiada Pyrron, w niczem nie jest gorsza od mądrości, i w niczem się od niej nie różni.
Viniciusz począł opowiadać o wojnie, lecz gdy Petroniusz przymknął powieki, młody człowiek,
Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.1 012.jpeg
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.