lina. Dziwny to dom tych Plautiuszów. Rojno w nim, a cicho, jak w gajach w Subiacum. Przez kilkanaście dni nie wiedziałem, że mieszka w nim bóstwo. Aż raz o świcie zobaczyłem ją myjącą się w ogrodowej fontannie. I przysięgam ci na tę pianę, z której powstała Afrodyta, że promienie zorzy przechodziły na wylot przez jej ciało. Myślałem, że gdy słońce zejdzie, ona rozpłynie mi się w świetle, jak rozpływa się jutrzenka. Od tej pory widziałem ją dwukrotnie i od tej pory również nie wiem co spokój, nie wiem co inne pragnienia, nie chcę wiedzieć, co może mi dać miasto, nie chcę kobiet, nie chcę złota, nie chcę korynckiej miedzi, ani bursztynu, ani perłowca, ani wina, ani uczt, tylko chcę Lygii. Mówię ci szczerze, Petroniuszu, że tęsknię za nią, jak tęsknił ten Sen, wyobrażony na mozaice w twoim tepidarium za Paisytheją, tęsknię po całych dniach i nocach.
— Jeśli to niewolnica, to ją odkup.
— Ona nie jest niewolnicą.
— Czem-że jest? Wyzwolenicą Plautiusza?
— Nie będąc nigdy niewolnicą, nie mogła być wyzwolona.
— Więc?
— Nie wiem: córką królewską, lub czemś podobnem.
— Zaciekawiasz mnie, Viniciuszu.
— Lecz jeśli zechcesz mnie posłuchać, zaraz zaspokoję twoją ciekawość. Historya nie jest zbyt
Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.1 021.jpeg
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.