cina, Lygia i mały Aulus czekali nań w niepokoju i trwodze.
— Nikomu nie grozi śmierć, ani wygnanie na dalekie wyspy — rzekł — a jednak poseł Cezara jest zwiastunem nieszczęścia. O ciebie chodzi, Lygio.
— O Lygię? — zawołała ze zdumieniem Pomponia.
— Tak jest! — odrzekł Aulus.
I zwróciwszy się do dziewczyny, począł mówić:
— Lygio, byłaś chowana w naszym domu, jak własne nasze dziecko, i oboje z Pomponią miłujemy cię, jak córkę. Ale wiesz o tem, że nie jesteś naszą córką. Jesteś zakładniczką, daną przez twój naród Rzymowi, i opieka nad tobą należy do Cezara. Otóż Cezar zabiera cię z naszego domu.
Wódz mówił spokojnie, ale jakimś dziwnym, niezwykłym głosem. Lygia słuchała słów jego, mrugając oczyma i jakby nie rozumiejąc, o co chodzi, policzki Pomponii pokryły się bladością; we drzwiach, wiodących z korytarza do oecus, poczęły się znów ukazywać przerażone twarze niewolnic.
— Wola Cezara musi być spełniona — rzekł Aulus.
— Aulu! — zawołała Pomponia, obejmując ramionami dziewczynę, jakby chciała jej bronić — lepiejby dla niej było umrzeć.
Lygia zaś, tuląc się do jej piersi, powtarzała: „matko! matko!“ nie mogąc zdobyć się wśród łkań na inne słowa.
Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Quo vadis t.1 064.jpeg
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.