niechybnie to uczynił. Aulus był żołnierzem, o stoikach zaledwie słyszał, ale charakterem nie był od nich daleki i do jego pojęć, do jego dumy, śmierć przypadała łatwiej i lepiej od hańby.
Wróciwszy do domu, uspokoił Pomponię, przelał w nią swą otuchę, i oboje poczęli oczekiwać wieści od Viniciusza. Chwilami, gdy w atrium odzywały się kroki którego z niewolników, sądzili, że to może Viniciusz odprowadza im kochane dziecko, i gotowi byli z głębi duszy pobłogosławić obojgu. Ale czas upływał i wieść żadna nie nadchodziła. Wieczorem dopiero ozwał się młotek przy bramie.
Po chwili, niewolnik wszedł i oddał Aulusowi list. Stary wódz, jakkolwiek lubił okazywać panowanie nad sobą, wziął go jednak nieco drżącą ręką i począł czytać tak skwapliwie, jakby chodziło o cały jego dom.
Nagle twarz mu zmierzchła, jakgdyby padł na nią cień od przelatującej chmury.
— Czytaj — rzekł, zwróciwszy się do Pomponii.
Pomponia wzięła list i czytała, co następuje:
„Marcus Viniciusz pozdrowienie Aulowi Plauciuszowi. Co się stało, stało się z woli Cezara, przed którą schylcie głowy, jako schylamy ja i Petroniusz“.
Poczem nastało długie milczenie.