śmiech mój był ostatnim oddźwiękiem naszéj dawnéj dziecinnéj wesołości...“
Kiedy pani de Listomère skończyła czytać ten list zawierający zapewne wiele smutnych spostrzeżeń, złożyła powoli okulary na stoliku, umieściła na nich list i zatrzymała na siostrzenicy oczy, których blasku wiek wcale nie osłabił.
— Moja mała — rzekła — mężatka nie może bez nieprzyzwoitości pisać w ten sposób do młodéj osoby.
— Tak i ja myślałam — przerwała Julia — i wstydziłam się, kiedyś pani czytała ten list.
— Jeśli przy stole nie smakuje nam jaka potrawa, moje dziecko, nie trzeba nikogo od niéj odstręczać — mówiła dobrodusznie stara kobieta — szczególniéj kiedy począwszy od czasów matki Ewy małżeństwo wydawało się zawsze tak wyborną rzeczą... Nie masz już matki? — dodała po chwili.
Hrabina zadrżała, potém podniosła łagodnie głowę i wyrzekła:
— Od roku, nieraz bardzo żałowałam, że nie mam matki, ale źle zrobiłam nie słuchając ojca, który nie życzył sobie Wiktora za zięcia.
Spojrzała na ciotkę i radość osuszyła jéj łzy na oczach, gdy dostrzegła wyraz dobroci malujący się na téj staréj twarzy. Podała jéj rękę, na którą zdawała się oczekiwać, a gdy ich dłonie się ścisnęły, dwie kobiety porozumiały się zupełnie.
— Biedna sieroto — wyrzekła ciotka.
Te słowa do reszty podbiły Julią, zdawało jéj się, że słyszy proroczy głos ojca.
— Masz ręce pałające, czy zawsze tak jest? — spytała stara kobieta.
— Dopiéro siedem czy osiem dni, jak nie mam gorączki — odparła.
— Miałaś gorączkę i kryłaś to przede mną.
— Mam ją od roku — wyrzekła ze wstydliwém wahaniem Julia.
— Więc, mój aniołku, małżeństwo dotąd było tylko dla ciebie długą boleścią?
Młoda kobieta nie śmiała odpowiedziéć, ale przywtórzyła ruchem, który zdradzał wszystkie jéj cierpienia.
— Jesteś więc nieszczęśliwą?
— O nie, moja ciotko, Wiktor kocha mnie do szaleństwa i ja go uwielbiam, on taki dobry!
— Tak, kochasz go, ale uciekasz przed nim, nieprawdaż?
— Tak jest... niekiedy... on szuka mię zbyt często.
— A w samotności czyż cię nie dręczy obawa, aby ci ją zakłócił?
— Niestety tak, moja ciotko. Ale kocham go bardzo, zaręczam.
— Czy nie oskarżasz się pocichu, że nie umiész lub nie możesz podzielać jego przyjemności? Czy nie myślisz czasami, że trudniéj jest dźwigać legalną miłość niż zbrodniczą namiętność?
Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 041.jpeg
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.