Przejdź do zawartości

Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 065.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wypadek jest zawsze nieprzewidziany — odparł, uśmiechając się.
— Powóz zaprzężony — oznajmił Wilhelm.
Generał wstał, pocałował w rękę panią de Wimphen i zwrócił się do Julii.
— Pani, gdybym zginął od dzika! — wyrzekł błagalnym głosem.
— Cóż to znaczy? — spytała pani de Wimphen.
— No chodź — wyrzekła pani d’Aiglemont do Wiktora.
Potem uśmiechnęła się, jakby mówiąc Ludwice „obaczysz“.
Podała szyję mężowi, który zbliżył się, by ją pocałować, ale Julia schyliła się w ten sposób, że pocałunek małżeński dostał się falbance peleryny.
— Zaświadczysz to pani przed Bogiem — zawołał margrabia, zwracając się do pani de Wimphen — potrzeba mi firmanu, aby otrzymać tę lekką pieszczotę. Oto jak moja żona rozumie miłość. Doprowadziła mnie do tego nie wiem jakim sposobem. Do zobaczenia.
I wyszedł.
— Ależ twój biedny mąż jest doprawdy bardzo dobry — zawołała Ludwika, kiedy dwie kobiety zostały się same. On cię kocha.
— O! nie dodawaj już słowa jednego. Nazwisko, które noszę, jest mi obmierzłe.
— Tak, ale Wiktor słucha cię we wszystkiém.
— Posłuszeństwo jego — odparła Julia — pochodzi głównie z szacunku, jakim go natchnęłam. Jestem wedle praw bardzo cnotliwą kobietą; czynię dom jego przyjemnym, zamykam oczy na jego miłostki, staram się utrzymać majątek, może robić co chce z dochodami, chodzi mi tylko o kapitał. Za tę cenę mam spokój. On nie umie albo nie chce wytłómaczyć sobie mego życia. Ale jeśli rządzę moim mężem, pomimo to obawiam się wybuchów jego charakteru. Jestem jak przewodnik niedźwiedzi, który drży zawsze, żeby się kaganiec nie zerwał. Gdyby Wiktor przestał miéć do mnie szacunek, truchleję o to, co-by się stać mogło; bo jest on gwałtowny, pełen miłości własnéj, a raczéj pełen pychy. Nie ma dość subtelnego umysłu, ażeby powziąć postanowienie w jakiéjś drażliwéj chwili, w ktoréjby jego złe instynkta były pobudzone. Ma charakter słaby i może zabiłby mnie tymczasowo, co nie przeszkadza, iż na drugi dzień możeby umarł z rozpaczy. Ale nie potrzebuję obawiać się podobnie fatalnego szczęścia...
Była chwila ciszy, wśród któréj obiedwie przyjaciółki powracały myślą do tajemniczego powodu tego położenia.

— Znalazłam posłuszeńswo[1] pełne okrucieństwa — wyrzekła Julia, spoglądając na Ludwikę — a przecież nie zabroniłam mu pisać

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – posłuszeństwo.
OSZAR »