Przejdź do zawartości

Strona:PL Joseph Conrad-Banita 092.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

splątane nici zguby wrogów, naszej pomsty i wielkości pasmo i jeśli mię Wszechmocny nie oślepia, skończyły się dni naszej niedoli, głodu, upokorzeń; czeka nas sława, wolność, bogactwo.
— Czeka! czeka! — kiwał głową ślepiec, — przedemną rozwarta mogiła!
— Nikt nie policzył dni swoich i nikt przeznaczenia nie ubieży, — szepnął zamyślony doradca.
— Byle nie wracał, — poruszył się niespokojnie na ławie siedzący starzec, — byle nie wracał.
— Przeznaczenia swego nie ubieży, powtórzył z mocą Babalatchi. — Wróci, gdyż tak zapisano w Księdze Przeznaczeń, a wrogowie nasi na miazgę zgnieceni być muszą. O! wodzu! wodzu! ci dwaj „biali“ pożrą się tu wzajemnie!
— Zdaje ci się, że to ujrzysz, lecz ja... — jęknął Omar.
— Prawda, — spuścił głowę jednooki, — nad życiem twem o wodzu! zapanowały ciemności.
— Mylisz się! — uniósł się stary! — palą mię ognie, całego objęły płomienie. Pamiętasz onego ostatniego dnia płomienie? W oczach, na które nocy zasłona opadła, stoją mi po raz ostatni widziane rzeczy — trupy poległych towarzyszy broni, synów mych trupy blade! Jam przeżył to wszystko, wrogom na pośmiewisko, ślepe narzędzie w ręku chytrego sługi!...
— Wodzem i panem jesteś, jak i byłeś, — upewniał go z pokorą w głosie Babalatchi. — Tyś mądry i mądrość twoja natchnie cię, gdy będziesz mówił z Saïdem Abdulla, gdy się ten tu zjawi. Ja, sługa powolny o panie! doradca wierny, com lat tyle walczył u boku twego; czemże jestem? prochem mar-

OSZAR »