Przejdź do zawartości

Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 018.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O, tak nie można, Dewi! — zaśmiał się jegomość.
Mama puściła zaraz moją rękę, ale się uparłem postawić na swojem i podałem mu lewą.
Potrząsnął nią mocno, nazwał mię dzielnym zuchem i, raz jeszcze pożegnawszy nas ukłonem, skierował się do furtki i wyszedł na ulicę.
Peggotty natychmiast przekręciła głośno klucz w zamku, a ja z mamą weszliśmy do pokoju.
Lecz mama nie usiadła dzisiaj przy kominku i nie wzięła mię na kolana, wypytując, co robiłem przez ten wieczór, tylko chodziła, nucąc, jakby o mnie zapomniała.
Wtem weszła Peggotty z zapaloną świecą i stanęła naprzeciw mamy. Zdawało mi się, że patrzy tak na nią, jakbyśmy zbroili co złego. Przypomniałem sobie, że jest bardzo późno, i to prawda, że powinniśmy spać oboje.
W tej samej chwili oczy jakoś mi się zamknęły, uczułem, że zasypiam, że mi bardzo wygodnie na niskim fotelu, ale słyszałem ciągle głosy rozmawiających.
Nagle — nie wiem dlaczego — obudziłem się zupełnie. Spojrzałem na mamę, miała twarz, zalaną łzami, — spojrzałem na Peggotty, łzy jej płynęły po twarzy.
— Nie taki, o, nie taki! — powtarzała głośno, łkając i z trudem wymawiając słowa. — Grzech, nieszczęście, krzywda dziecka!
— Boże! — jęknęła mama, chwytając się za głowę. — Ja doprawdy zwarjuję. Jakiem prawem tak do mnie mówisz? Jestem zupełnie sama na tym świecie, nikt się za mną nie ujmie i dlatego... i dlatego...
— Dziecko — szepnęła łagodniej Peggotty. — Kto ma dziecko, sam nie jest i nie może myśleć o sobie.
— A więc jestem złą matką? — zapytała mama. — Przebaczam ci, Peggotty, boś niesprawiedliwa przez miłość dla niego, ale jesteś niesprawiedliwa. Mój Boże, ileż nocy przepłakałam, myśląc, jak ja potrafię go wychować sama jedna, niedoświadczona. Chłopiec potrzebuje ojca, rzecz

OSZAR »