skarby, które przynosiliśmy do domu. Wśród tak ciekawych i ważnych zatrudnień dni mijały nam szybko i niespostrzeżenie i nie mogłem prawie uwierzyć, że minęły już dwa tygodnie, kiedy Peggotty przypomniała o powrocie. Wuj Dan w przeddzień wyjazdu przewiózł nas łódką po morzu.
Cham towarzyszył nam czasem w wycieczkach: sadzał „na barana“ i wchodził dość głęboko do wody, co sprawiało mi trochę strachu i bardzo dużo uciechy. Obejrzeliśmy także parę statków, lecz wydały mi się mniej piękne od tego, w którym mieszkaliśmy.
Nadszedł nakoniec smutny dzień wyjazdu. Z głębokim żalem i ściśniętem sercem żegnałem wuja Dana, panią Gummidge, Chama, Emilkę, ci dwoje odprowadzili nas do miasta. O jakież przykre było ostatnie rozstanie, choć nie przyszło mi na myśl, że może ich więcej w życiu nie zobaczę.
Gdy Yarmouth zniknęło mi z oczu, spojrzałem przed siebie i pocieszyłem się myślą, że zobaczę znów mamę, do której się szczerze stęskniłem. Nie wspominałem o niej w ciągu tych dwóch tygodni, zajęty ciągle nowością wrażeń i zabawą, ale teraz, zbliżając się do domu, coraz silniej czułem potrzebę przytulenia się do jej piersi i spojrzenia w te słodkie, ukochane oczy. Zaczynałem z Peggotty rozmowę o mamie, ale ona, nie wiem dlaczego, odpowiadała mi jakoś niechętnie, jakby nierada była, że powracamy do domu.
Pomimo to byliśmy coraz bliżej; już dojeżdżamy: znana okolica, poznaję drogę, drzewa. Dzień pochmurny i szary, niebo grozi deszczem, wiatr chłodny — a tam widać nasz domek.
Zaledwie mogłem usiedzieć w powozie. Stanęliśmy przed furtką, wyskakuję pierwszy, biegnę, dzwonię, drżę cały, aby rzucić się w objęcia mamy, która nam drzwi otwiera, wtem ze zdziwieniem widzę obcą twarz przed sobą: służącą, której nie znam.
— Peggotty — mówię, odwracając się do Peggotty z dziwnem ściśnięciem serca i dreszczem przestrachu — czy mamy niema w domu?
Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 033.jpeg
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.