— Precz natychmiast! — syknął pan Creakle z wściekłością.
Pan Mell oparł rękę na mojem ramieniu.
— Żegnam pana i panów — rzekł, obejmując wzrokiem całą salę — a tobie, Steerforcie, życzę uczciwie i z serca, abyś się kiedyś wstydził tego, co dziś popełniłeś. Mam nadzieję, że nie spotkamy się więcej.
Wziął ze stolika parę swoich książek, wyjął z szufladki flet, położył kluczyk i oddalił się spokojnie, unosząc w ręku całe swoje mienie.
W klasie panowało głębokie milczenie.
Wtem pan Creakle uderzył laską i zaczął niewyraźnie sapać jakąś przemowę, którą Tungay powtarzał głośno. Dziękował Steerforthowi w imieniu całej szkoły za wyjaśnienie niskiego podejścia, którego był ofiarą, i mocno uścisnął mu rękę.
Steerforth jednakże nie zdawał się być zachwycony. Głowę podniósł wysoko, lecz brwi miał zsunięte, a w oczach jakieś błyski niepokoju.
Traddles zaszlochał głośno.
Uszczęśliwiony pan Creakle wymierzył mu kilka uderzeń i wyszedł, wsparty na swoim Tungay'u, kończyć chorobę w łóżku czy na sofie.
Wtedy zaczęliśmy spoglądać na siebie. Traddles płakał głośno z głową, opartą na ławce, i ja byłbym zrobił to samo, gdybym się nie bał obrazić Steerfortha.
— Mazgaj! — przemówił Steerforth pogardliwie. — Zasłużyłeś na to, co cię spotkało od Creakle.
— Wszystko mi jedno — odparł biedny Traddles. — Pan Mell został skrzywdzony i będę go zawsze żałował.
— I czemże go skrzywdziłem, niedołęgo?
— Upokorzyłeś go i pozbawiłeś chleba. Myślę, że to chyba dosyć?
— Upokorzyłem? I ty wyobrażasz sobie, że jego uczucia są takie, jak nasze? A co do chleba, ma czego żałować,
Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 078.jpeg
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.