Upływały godziny, a my siedzieliśmy we dwoje, płacząc razem i rozmawiając cichym głosem.
Nazajutrz miss Murdstone oznajmiła Peggotty, że od następnego miesiąca jest wolna i może sobie szukać innej służby.
Nie lubiła ich Peggotty, nie trzeba tego mówić, lecz byłaby została dla mnie. Teraz będziemy rozdzieleni.
A co myślą zrobić ze mną?
Upływały dnie i tygodnie i nie miałem żadnego zajęcia, nikt się mną nie zajmował i nie troszczył o mnie. Zdobyłem się raz na odwagę i spytałem miss Murdstone, kiedy powrócę do szkoły, lecz odpowiedziała mi krótko i sucho, że nie powrócę więcej. Nie dręczono mię teraz przymusowem siedzeniem w pokoju, przeciwnie,
jeśli sam nie wyszedłem zaraz po obiedzie, miss Murdstone kazała mi iść sobie. Nie przeszkadzano także rozmawiać z Peggotty i przesiadywać w kuchni.
Miałem więc swobodę, ale co z nią począć? Co robić z czasem? Jak zapełnić długie godziny próżniactwa?
Przypominały mi się dziecinne życzenia, żebym mógł się nie uczyć. Teraz pragnąłem się uczyć, chociażby w najgorszej szkole, choćby pod bolesną laską pana Creakle. Ogarniała mię trwoga, co ze mnie wyrośnie. Głupi, leniwy chłopiec, pośmiewisko dla innych, ciężar samemu sobie. Każdy dzień zmarnowany przejmował mnie strachem i bólem.
— Co ze mną będzie, Peggotty? — spytałem, siedząc raz przy niej w kuchni i grzejąc się przy słabym ogniu. — Ja sam się boję, co ze mnie wyrośnie. Nie uczę się i nic nie robię.
— Coś muszą z tobą zrobić — odpowiedziała z westchnieniem. — Myślę, że woleliby także nie patrzeć na ciebie.
— Wiem — szepnąłem. — Sam usuwam się im z drogi, ale chciałbym się uczyć. I ty już odejdziesz niedługo.
— Wiesz co, Dewi, jadę do brata do Yarmouth, muszę odpocząć trochę. Możeby ci pozwolili pojechać ze mną?
Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 096.jpeg
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.