wszystko, i kiedy mniemał wchodzić do jej przybytku nagle go strąciła. Przytoczywszy wiele zdań mędrców starożytnych, utrzymujących w szczęściu prawidła surowe, w złej doli okazujących nieraz słabość, odzywa się do zdradliwego bóstwa... Ostatni z trenów jest najpiękniejszy. Poeta opowiada tu niby swoje widzenie we śnie, kiedy znękanemu żalem ukazała się matka chcąca go pocieszyć. Co w tym trenie zastanawia nadewszystko, to szczerość tonu, prostota opowiadania. Poeta nie wykracza żadną przesadą: nic naturalniejszego nad ten jego tkliwy obraz matki przynoszącej mu na ręku córeczkę dla pociechy. Po tej elegji, zamyka wylew swojej boleści ojcowskiej czterema wierszami, poświęconemi pamiątce drugiego dziecka, jak gdyby już sił mu nie stawało płakać więcej.
Pominiemy pieśni Kochanowskiego, a zastanowimy się jeszcze nad jego poezją dydaktyczną, nad jego satyrą. Jako poeta prawdziwie polski, jest on patriotą, i to go odróżnia od wszystkich poetów spółczesnych, słowiańskich i obcych. Satyra jego nie ma lekkości Horacjuszowskiej, ani formy klasycznéj; jest to raczej mały dramat, który możnaby nawet przedstawiać nakształt sceny mimicznej starożytnych. Wprowadza on niby na dwór królewski bożka leśnego satyra, i czyni z niego główną osobę djalogu: zmyślenie samo przez się nie bardzo oryginalne i trącące klasycyzmem. Satyr ten odzywa się do Polaków wytykając ich wady, dając im napomnienia w przedmiotach polityki, gospodarstwa krajowego i moralności. Trzy są według niego główne przywary grożące nieszczęściem rzeczypospolitéj: naśladownictwo cudzoziemczyzny, niezmierna płochość w traktowaniu najważniejszych zadań politycznych i religijnych, rzucenie się w przemysłowość niezgodną z naturą Polski. Kochanowski wyraża już tutaj, co jak zobaczymy wielu później mężów stanu powtórzyło, że Polska miała swoje udzielne posłannictwo, zupełnie różne od innych narodów, że przeznaczenie jej nie było takie jak Niemiec lub Francji, i że posłannictwu temu powinna była uczynić zadość pod karą upadku, bo jak powiada, tem się tylko państwa utrzymują z czego powstały, a właśnie zwrot ku przemysłowi ubieganie się za bogactwem, wbrew przeciwi się zasadom wielkości narodu polskiego. W jednem miejscu Kochanowski wyszydzając zgrabnie ówczesny zbytek, wpada na ton Horacego.
Strona:PL Kochanowski-Threny, Satyr, Wróżki 008.jpg
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.