Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 1 017.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oceanów i puszcz. Kto je zna, musi przyznać, że tam tak jest, jak Ona widzi. To morze, gdy je rozpęta burza, tak się piętrzy i takimi rzeczywiście ryczy głosami; podzwrotnikowa puszcza takim istotnie śmiertelnym tchnie oddechem. Prawda! — wszystko prawda! I z tej to odgadniętej prawdy, z tego niezgłębionego współczucia dla zabłąkanej gromady, z tych jasnowidzeń — z takiego tylko niepojętego daru wnikania w naturę żywiołów i ludzi mogła powstać ta poprostu przedziwna pieśń o panu Balcerze, w której świetna strofa goni jeszcze świetniejszą, z każdej bije piękność, prawda i siła, wszystkie zaś razem są tak proste, jak dusza chłopa, i tak szlachetne i doskonałe, jak greckie kolumny.
Toż samo zaś można powiedzieć o cyklu »Italia«. Jest w nim włoskie słońce i włoski lazur i włoski krajobraz, tak pełen ciszy i poezyi, jak w obrazach Boecklina — i prostota Quattrocento i wspaniałość Odrodzenia i odczucie całej tej głębokiej a wytwornej kultury tak żywe i wyśmienite, na jakie zdobyć się może tylko dziecko narodu, który przez długie wieki był jej chorążym na najdalej wysuniętej rubieży.
A jednak ten ogromnie prawdziwy obraz Włoch ma pewne właściwe sobie zabarwienie, jakie mu nadało odbicie się w polskiej źrenicy — a może w polskich łzach. Jest w tych pieśniach jakieś echo, które nadlatuje jakby z bardzo daleka, które coś przypomina i które pyta: »Znasz-li ten kraj?«. Jest jakaś szeroka polna tęsknota, a gdy naprzykład w przepysznych dźwiękach naśladowniczych: »Lateranèński Jàna dzwòn na àve bije«, zaczyna się jakby nieszpór rzymski, masz mimowoli złudzenie, że gdy ów dzwon bić przestanie, to wów-

OSZAR »