Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 2 063.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XI. WICHREM PORWANY.


Jest jedno cudne wśród ludu podanie,
O którem słysząc, gubiłam w przestrzeni
Wzrok smutny, jak ci, co napół uśpieni,
Wpadają w ciche, błękitne dumanie.
I zdało mi się, że widzę w oddali
Góralską wioskę, tę wioskę prostaczą,
Co przechowała dawną, żywą wiarę,
Co na swych krzyżach chusty wiesza stare,
A na obrazach swych sznury korali
I wstęgi kraśne i kwiaty i zioła,
A na swych piersiach szkaplerze czerwone,
Które je piętnem płomienistem znaczą,
A serce swoje trzyma zawieszone —
Czyste i jasne — aż na niebios progu,
Jak wotum srebrne w ołtarzu kościoła,
Prostej roboty, ale dane — Bogu.

Wioska tuliła się w głębokim jarze,
Na macierzankach, wrzosach i mchach cała...
A widok miała aż na dwa błękity:
Na skrawek nieba, gdzie jutrznia różana
Budziła pierwsze liljowe rozświty,
Rozpłomieniając, jak złote ołtarze,
Występy skalnych ścian i nagie szczyty —
I na ten potok, skąd wodę czerpała

OSZAR »