Ta strona została uwierzytelniona.
Wyschły kwiaty na dolinie,
Podlewane łzami...
Burza pieśni zagłuszyła
Mroźnymi wichrami...
Więc dziś mętne moje wody
Przez te pola niosę,
I zabieram z czarnej roli
Gorzką, krwawą rosę...
Więc do morza z skargą idę,
Zasmucona, cicha,
Za mną płaczą jasne zdroje
I ta ziemia wzdycha...
Śniło mi się na zorzę,
Na samiutkie świtanie,
Że przez wioskę szedł anioł,
W prostej, zgrzebnej sukmanie.
A miał nogi on bose,
Na koszuli — len szary,
A okrutną niósł kosę
I z grabliskiem do pary.
Jak najtęższy dąb w lesie,
Taką ci miał urodę,
I zahuczał, jak wicher:
— »Będziem mieli pogodę!« —
I tak wyszedł na pola,
Jak ta jasność, co błyska,
A precz wołał ku chatom:
— »Hej! wstawajcie ludziska!« —