Hej! na wichry, na szumiące,
Rozpuść, ptaku, pióra twoje!...
Cóż, że ginie tam tysiące?...
I w przepaści świeci słońce,
Gdy w nią patrzy — dwoje!
Powój dziki mnie oplata,
We mgły idę, w pianach ginę...
Coś drży we mnie, pała, wzlata,
Coś się zmienia w biegu świata,
Gdy patrzę w głębinę.
Czerwień na mnie z jaru bije
Od kaliny, jarzębiny...
Każdy kamień dyszy, żyje,
A od lasu mgła się wije
I zmierzch idzie siny...
Cicho! — Ktoś na szczytach woła!
Jako harfa głos odbrzmiewam...
Ogniem płoną skalne czoła,
Brzmi excelsior[1] dookoła,
— Lecę — błyskam — śpiewam...
A przez te brzozy, przez te zroszone,
Sieje się rankiem słońce
I osypuje złotą koronę
W iskierki jasne, drżące...
Wierzchy się olchów cicho kołyszą,
Trącone skrzydłem ptaszem,
- ↑ Excelsior (z łac.) — wyższy, podnioślejszy; por. utwór Longfellowa p. t. »Excelsior«, przekład A. Asnyka w »Poezyach« Warszawa, 1898, T. III, str. 236.