Konającego szept słychać i głosy,
Od których cierpnie kość i wstają włosy.
Jak wszedł do piekła, tak wyszedł bez ciebie
Wielki ów piewca jęków i wieszcz zgrzytów;
A tyś się lilją kwieciła na niebie
I stałaś w modrej jasności błękitów,
Niedosiężona tchem czarnej otchłani...
............
Nie, ja cię wielbić nie mogę dziś, pani!
Więc się myliłam, że w ziemi tej bije
Serce pod ciężkim mogilnym kamieniem...
Więc się myliłam, ufając, że żyje
To, co wy zwiecie wspomnieniem!
Dziś, gdy na światło podnoszę źrenice,
Wstyd jakiś wielki oblicze mi krwawi...
Więc nic? Więc tylko popiołów dziedzice?
— Ergo erravi?
Grobowy kamień, choć twardo pierś tłoczy,
Przecież go Łazarz podźwignął z mogiły,
I gdy wskrzeszenia głos zabrzmiał proroczy,
Wstał pełen siły.
I tobie głos ten rozbrzmiewał o świcie,
A dotąd całun śmiertelny cię dławi...
Więc już wygasło, Łazarzu, twe życie?
— Ergo erravi?
Wierzyłam w ciebie, jak czciciel w swe bogi,
I pieśni tobie składałam ofiarę,
Tyś mi i w grobie był żywy i drogi...
Dziś — tracę wiarę.
Martwoty ducha obeszły cię pleśnie,
Rdza pierś twą zjada i serce ci trawi...