Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 3 109.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A gdy mówiłam, przez one cmentarze
Jęk przeszedł cichy i dreszcz, jak po fali,
Gdy wiatr nią wstrząśnie i głębię pokaże.

A gwiazda jedna, na wag złotych szali
Stojąc, chwiać się poczęła, ruszona
Tym jękiem cichym, który szedł z oddali.

Co tedy widząc, podniosłam ramiona,
Jak ci, którzy się w gorącości ducha
Modlą, i rzekłam: — Bądź błogosławiona!

Bo nie została w tobie jasność sucha,
Świecąca ziemi, jak na urąganie,
Aleś poczuła targnięcie łańcucha!

A pomilczawszy mało, rzekłam: — Panie,
Oto nad nami gwiazdy się zaćmiły;
Kędyż jest litość Twa a zmiłowanie?

A Pan: — Wywiodłem ciebie na mogiły
Polne i na to śmierci bojowisko:
Prorokuj kościom, ażby się ruszyły. —

I rzekłam, mówiąc: — Panie! czas jest blizko,
W którym ja sama legnę między niemi
I wygaszona będę, jak ognisko...

A nie odejdę z oczyma mokremi,
Co się na dom swój oglądać chcą z drogi,
Bom jest z żałosnej krainy i ziemi.

A teraz stoję oto, pełna trwogi,
I pytam: — Jakoż powrócą i po co
Do gniazd swych dawnych i w ojczyste progi?

Oto się ziemia oblokła nam nocą,
Łzami polana, chwast rodzi nam rola,
Zamilkły pieśnie nad strzechą sierocą...


OSZAR »