Lecz jeśli taka, o Panie, Twa wola,
Jeśli nie wzejdzie jutrzenka nam złota,
Leżcie, o kości suche, w pośród pola,
Bo litościwszą jest śmierć od żywota!
Garść ziemi wezmę i klęknę u proga
Cmentarnej bramy w dniu onym żałoby
I wołać będę: O, proście wy Boga,
O wielkie groby!
O, proście Boga nie o te mogiły,
Co je bluszcz stroi, a kwiecie oplata,
Lecz coby synom i wnukom się śniły
Przez długie lata.
Proście wy Boga o takie kurhany,
Na których orły siadają i kraczą,
A wicher po nich jękami przewiany
Błądzi tułaczo.
O takie groby proście, nad któremi
Sine się gwiazdy słaniają i bledną,
Z których przechodzień na pierś bierze ziemi
Choć grudkę jedną.
O polny kamień, o piasek pod głowę,
O pacierz świerków, o brzóz białych cienie,
O szumy lasów, o liry zbożowe,
O pól westchnienie.
Proście wy Boga o takie mogiły,
Które łez nie chcą, ni skarg, ni żałości,
Lecz dają sercom moc czynu, zdrój siły
I żar miłości.