Biała konwalja wybiegła z boru,
Zwołuje leśne kwiaty
W sto srebrnych dzwonków do Jego dworu
Za wiewem Jego szaty.
Otwarły oczy stokrocie drobne,
W miękkiej zieleni śpiące,
I te narcyzy gwiazdom podobne,
Co je wybiela słońce.
Szły za Nim kwiaty, szły za Nim zioła,
Płynęły falą tęczy,
A złoty jaskier pochyla czoła
I macierzanka klęczy...
A nasz Pan Jezus patrzał miłośnie
Oczyma przesmutnemi
I błogosławił wszystko, co rośnie
I kwitnie na tej ziemi.
I takim tłumem szło owo kwiecie
Łąkami, polem, lasem,
Kiedy Pan Jezus chodził po świecie
Przed najdawniejszym czasem.
Więc dotąd jeszcze, gdy w letniej dobie
Kwiat gęsto kryje grzędy,
To starzy ludzie gadają sobie:
Pan Jezus przeszedł tędy!
Kwiatku mój! ty mi jesteś mądrością dziejową,
Gdy twa drobna łodyga wśród ciszy i cienia,
Nie widząc nawet słońca Bożego nad głową,
Nie słysząc nawet pieśni skowronka na niebie,