Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 3 141.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Już zimne rosy cieką,
Już idzie noc po niebie!«
We łzach srebrzystych cała,
Wśród czarnych sosen wieńca,
Czeka konwalja biała
Swojego oblubieńca.



IV. RÓŻA.


Choćbyś najbledszą była, zawsze płoniesz żarem
I z głębi śniegów twoich kolory różane
Wydajesz, jako tchnienie ogniem malowane,
O różo!

A kto ciebie w dłoń weźmie, by poić się czarem
Chłodnym białości twojej, i zbliży do twarzy,
Uczuje płomień, który w łonie twem się żarzy
Tajemnie.

Tak ja — choć stoję cicha, źrenicą przyćmioną
Patrząc na to bezbarwne życie świata, które
Z zapaśników swych ściąga królewską purpurę
Zapału,

Ogniem mocnej nadziei piersi moje płoną,
A ludzie dobrej woli pod moją bladością
Odgadną, że tam gore to, co jest przyszłością
Narodu.



V. BRATEK.


Darmo mi główkę tulisz z pieszczotą,
Darmo się pytasz, o czem ja myślę...
O czem ja myślę?... Hej! spytaj o to
Tej wody w Wiśle.

I spytaj wiatru, kiedy od morza
Leci a szumi wieśćmi staremi;

OSZAR »