W oddalonych rzeczy krasie
Bór, jak organ, huczy, zda się,
A nadrzeczny tuman dyszy
Westchnieniami w nocnej ciszy...
A ja chwytam okiem, uchem
One mary w polu głuchem
I źrenicą rozszerzoną
Na dalekość patrzę oną...
Aż i oko zarosieje,
Aż i tuman się rozwieje,
Aż i w pustce się obaczę,
Aż i dusza mi zapłacze!
Kiedy zboża łan zakwitnie,
Gdy zachrzęsną kłosy żytnie,
Kiedy w modrą ranną ciszę
Pszenny dział się zakołysze,
Jako fala poruszona
Od zagona do zagona,
To ci duszę załaskota
Pobrzęk srebra, podźwięk złota.
Szmer, a szmery... szum, a szumy...
Ot, i w oku cień zadumy,
Ot, i piosnka gdzieś daleka
Echem goni, łzą ucieka...
Z polnej gruszy kwiat opada,
Łan, jak żywy, z tobą gada...
Słuchasz, dumasz, by sierota,
Wpośród tego srebra, złota.
Ziemia czarna, zima długa,
Pot zalewa grządziel pługa,