Ja sam nie wiem, jak to było...
Rzęski miała opuszczone,
Słońce w gaj nas zapędziło
I tak przyszła gra »w zielone«.
Lecz gdy miałem zerwać listek,
Dla mnie jeden, dla niej drugi,
Przebiegliśmy gaj ten wszystek,
Jak szeroki i jak długi.
Tu, tam, słówko pocichutku,
Blizko skroni skroń tętniąca,
Dużo szczęścia, trochę smutku,
Przebiegliśmy gaj do końca...
Niech kto przeczy, niech kto wierzy,
Kłamać nie mam we zwyczaju:
Ani jeden listek świeży
Nie znalazł się w całym gaju!
Brzoza płacze, jak sierota,
Wkoło malin bąk się kręci,
W lipie brzęczy pszczoła złota,
Sosna kole, jodła smęci...
I nie było innej rady
Wśród zieleni tej przeźrocza,
Tylko wziąć ten listek blady,
Co go miała u warkocza.
Czy w listku były uroki i dziwy,
Czy w woni włosów, którą był przejęty:
Wróciłem drżący, a razem szczęśliwy
I ludziom błogi i sam sobie święty.