Każdego ranka, wesoła, jak ptaszę,
Z piosenką biegła pytać o zielone...
I wszystkie gaje były wtedy nasze
I wszystkie pola i łąki zroszone...
Królową była zbudzoną z zieleni
Nadziei moich i mojej zadumy...
Po świeże listki biegliśmy, wzruszeni,
Pod szepty klonów i pod dębów szumy.
I jeden cień nam upadał na głowy
I jednym zmierzchów objęci pierścieniem,
Nagleśmy nasze zrywali rozmowy
I stali — niemi, a głośni — milczeniem.
Dusza jej kwitła, jako polne kwiecie,
W listeczki białe, w listeczki błękitne,
Aż i ja, patrząc na wiosny to dziecię,
Czułem, że kwitnę.
Opadł mi z czoła liść stary, zimowy,
W piersiach skowronki miałem i słowiki,
Majowych fletni wskróś serca i głowy
Szły mi muzyki...
Jako jedwabnik, osnułem się wszystek
W zieleni gajów i w jaśminów woni,
I był mi światem maleńki ten listek,
Co drżał w jej dłoni.
Dzisiaj, nie pomnę już, o cośmy grali:
Może o różę na samym rozkwicie,
Może o płomień, co usta nam pali,