Może o gwiazdkę zgubioną w błękicie,
Może o serce, a może — o życie...
Tegośmy sobie nigdy nie wyznali,
O cośmy grali.
I codzień cichszym pytała mnie głosem
I co dnia głębiej źrenice spuszczone
Promyk mi słońca rzucały ukosem,
Kiedym jej moje pokazał »zielone...«
Lecz jam był gotów w oboją iść stronę,
Jaka na życie przypadnie mi losem,
Za tym jej głosem.
Przegrać, czy wygrać — za jedno mi było,
Bom wiedział, że już nic mi się nie zmieni,
Żeśmy ku sobie porwani tą siłą,
Co pąki pędzi z majowej zieleni,
Srebrzy stokrocie i róże czerwieni...
Przegrać, czy wygrać z tą moją, z tą miłą —
Jedno mi było!
O słodkie usta, o spojrzeń pieszczoto,
O słów szeptanych czarodziejska mocy!
Dotąd ja widzę gwiazdę ową złotą,
Co nam świeciła tej majowej nocy...
Dotąd tą wonią fiołkową dyszę,
Co z traw zroszonych biegła w nasze ślady...
Dotąd zapadam w tę półsenną ciszę
Mroków, mdlejących nad łąki i sady...
Dotąd ów listek, wyjęty z warkocza,
Do serca tulę rękoma obiema...
Dotąd drżą w gaju słoneczne przeźrocza,
Dotąd jest wiosna...
A ciebie już niema!...