A on na usta przyleciał dziś moje
Z tej czarnej ziemi.
Przyleciał do mnie z szerokich pól wiewem,
Z szumem brzóz naszych rozchwianych warkoczy
I rozbłękitniał wiosennym rozlewem
Modrych przezroczy.
Skowrończą w serce uderzył mnie pieśnią,
Spłonął poranną nad łanem mym zorzą,
Zapachniał skibą, gdy pługi noc prześnią
I świtem orzą.
Cień jego skrzydeł z czarności padł borów
Na czoło moje kojący i błogi;
Zaświetniał w łąkach pod tęczą kolorów,
W miedzach mej drogi.
Wskróś słonecznego w mej izbie promienia
Spadł mi ich trzepot i ciche ich bicie:
I wiesz?... Nie trzeba błędnego marzenia:
Rodzi go — życie.
I wiesz?... Nie w górne on nosi się światy,
Gdzieśmy patrzyli oczyma łzawemi,
Lecz między zboża i zioła i kwiaty
Lata przy ziemi.
............
Mówisz, że nie wiesz, co zrobić z mym darem,
Że od uśmiechu odwykło twe lice,
Że jest do szczęścia twe serce zbyt starem?
Lecz motyl frunął już! Już go nie chwycę!
Już padł słoneczny na twarz twoją drogą,
Już iskry rzucił w twe ciemne źrenice.