Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 3 200.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A nędzny starzec piosenkę rozpusty
Śpiewał ochryple i łzawie.
W głębi, pod ścianą, z rękoma wbitemi
W gęstwinę włosów, z płomieniem na twarzy,
Siedział niewolnik i patrzał ku ziemi
Zagasłym wzrokiem nędzarzy.
I zwolna oczy podnosił, jak miecze,
Aż nagle niemi uderzył w Glaukona,
I drgnął i resztki uczucia człowiecze
Warem podeszły do łona.
I pochylony, jak strzała napięta,
Wstał, dysząc ciężko, z swojego tapczana
I podniósł ramię, a pięść wyciągnięta
Stężała przy piersi pana.
— »Idź!... Idź!... Idź!...« — krzyknął.
Za pierwszym mu razem
Głos, jako łańcuch zgrzytnął zardzewiały,
Za drugim — dźwięknął, jak rwany w kawały,
Za trzecim — błysnął żelazem.
A ten krzyk krótki, jak puginał Greka,
Szedł w pierś Glaukona wskróś białej chlamidy
I miał coś z ryku zwierza i z człowieka
Jęku i groźby i wstydy...
Kalokagatos cofnął się od ściany
I lekko pobladł. Wtem syn go zapyta:
— »Czemu ten biedak na ciebie tak zgrzyta?«
Glaukon rzekł z cicha: »Pijany«.
............




OSZAR »