...A podniósłszy głowę,
Wstał Tymon i odłożył księgi sławy stare
I szedł czcić czyny ojców swych Heraklidowe[1]
I ofiarować bogom dziękczynną ofiarę.
I zdjął z ramion zszarzałe niewoli swej szaty
I rozdmuchał pochodnię gorącem ust tchnieniem
I niósł w ręku kwiatowe wieńce i obiaty[2].
A serce mu urosło ogromnem wspomnieniem,
Bo mówił: »Otom syn jest — a to ojce moje,
I z krwi tej idę, która bojowała boje,
A dziś, w obliczu Romy, przypomnę to bogom«.
Aż przyszedłszy, obaczył strzaskane kolumny,
Co się do stóp rzuciły marmurowym progom
I były, jako białe kości, albo trumny...
A po nich szły umarłych płótna — pajęczyny
I plątały się kwieciem znikome powoje.
Bo jest wstyd, co osłania rany i ruiny,
A każda rzecz zabita ma dziewictwo swoje.
Aż kiedy poszedł dalej, do serca świątyni,
Cofnął się i ogniami zapłonął na twarzy...