Dawno już dali krew i kość,
Lecz wszyscy dzisiaj śpieszą,
A każdy blady, cichy gość
Łączy się z smętną rzeszą...
A każdy, idąc, kwapi się
W tę drogę swą pokutną,
I twarz surową, martwą tchnie
Na to przejrzyste płótno.
Wskróś izby cichy płynie śpiew,
A cewka warczy gniewnie;
Na białem czole ściągła brew
Schylonej drży królewnie.
I ciężej coraz pada łza
Na wątek pod jej ręką,
I coraz smętniej echo łka,
Zbudzone jej piosenką.
Bo nie zasłona ślubna to
Na piersi jej łabędzie,
Ale śmiertelne Grecji zgło,
Lecz całun Grecji będzie...
Bo za nią stoi Fatum złe
I mglistem okiem patrzy,
Jak coraz wolniej, wolniej mknie
Mar orszak coraz bladszy...
Aż gdy ostatni przejdzie mąż
Z tych, co za Grecję giną,
Przez wieki istnień wciąż a wciąż
Pod sławy Salaminą —
Wyciągnie Fatum mglistą dłoń
I wątłą nitkę utnie,
Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 3 238.jpg
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.