Ta strona została uwierzytelniona.
Wysoko bije młoda pierś,
Goreją wzgardą oczy.
— Spartanie! — woła — odkąd to
Apollo zdał swe moce
W efora ręce, co go lży
I lirę mu druzgoce?
Odkąd to boski Zewsa ptak[1]
Schwytany ma być w sidła,
Kiedy w błękitów wolnych szlak
Podnosi wolne skrzydła?
Odkąd to pieśń, ten złoty zdrój,
Ma w biegu być cofnięta,
Przeto iż efor powie: »Stój«!
I wolnej — włoży pęta?
Odkąd to — pytam — Skias tu
Z purpury jest odarta?
Czy już wolnego nie ma tchu
W swych piersiach nasza Sparta?
Widzę tu motłoch, lecz gdzie lud,
Przed którym mógłbym śmiele
Przyszłości pieśnią wieszczyć cud?
Gdzie są obywatele?
Jak sępy mściwe, które rwą
Prometejowe[2] łono,
Tak spada dzicz na lirę mą,
Słonecznie ostrunioną.