I biegły oczy piewcy w słońca chwałę,
I świętych bojów miał tu objawienie,
Echo trąb słyszał i surmy hejnały
I bohaterów widział wielkie cienie
I sam, wódz duchów, rycerstwo obronne
Po łaskę natchnień wiódł przed swą Madonnę.
A gdy tak swoje poświęcenie brały
Miecze i tarcze, włócznie i puklerze,
Umarłych dziewic spływał obłok biały,
Mary lekuchne, rozkoszne i świeże,
I po krużgankach wiały wonne róże,
I lilji kwiatem srebrzyło się wzgórze.
I czuł tam piewca, jak mu loty rosną,
Orłowe loty w słoneczność błękitu,
Jak lutnia jego dźwięczy wieczną wiosną,
I leciał orłem z Janikulum szczytu
I cały w gromach i w bojowym dymie,
O wyzwolonej śnił Jerozolimie.
Więc nieraz święty jaki eremita,
Pod białych arkad zaszedłszy sklepienia,
Surm niewidzialnych echa z dziwem chwyta
I archanielskich pułków ma widzenia
I z dziwem mija ustronia zakonne,
Torkwata Tassa i cudną Madonnę.
Dotąd tu jeszcze w załamach arkady
Brzmi wielkie canto[1] dni zaprzeszłych wiary
A kiedy księżyc osrebrzy je blady,
Bard się przebudza nieśmiertelnej miary,
I śpiewa strofę echami rozwianą:
»L'armi pietose e il Capitano«[2].