Na wieży płonie złocisty ćwiek,
Cyprysów klęczy gaj...
— Echo gdzieś bije od pól, od rzek —
»...Znasz-li ten kraj?...«
Po wzgórzach wieją modre mgły,
Ruin zasłona...
Jakiejś przeszłości sypią się łzy,
Coś mrze, coś kona...
O, jaka tęskność, jaki ból!
Zamknięty jest mój raj...
— Echo gdzieś płynie od rzek, od pól —
»...Znasz-li ten kraj?...«
Rzym 1892 r.
Tu był, tu czuł, tu marzył. Tędy jego oko,
Zapalone tęsknotą, przez Sabińskie szczyty
Biegło pod sine gwiazdy, w świat mgłami nakryty,
I pierś ku mrocznym borom dyszała głęboko.
Tu śpiewał. Rozkochane słowiki tej wiosny
Ucichły w mirtach, w jego wsłuchując się pienie,
Bo był głos — nad ich głosy — gorący, miłosny,
A z pieśni biły szumy zbóż i gajów drżenie.
Tu czuł. Stąd duch, napięty piorunowym łukiem
Natchnienia, strzałą leciał przez włoskie lazury
I szum swój zlewał w akord z północnych burz hukiem,
I ciskał błyskawice i gromem bił w chmury.
Tu na samotnej sosny patrząc czarność, smętny
Odwracał od róż oczy tęskne, gorejące...
Stąd — orzeł, gniazda swego górnego pamiętny,
Wzniósł loty, wzbił nad ziemię i uleciał — w słońce.