A tu w kwiat już idą pąki,
Porykują trzody z łąki,
Porykują po gór stoku;
Żar w wilgotnem płonie oku.
W spiż się mienią śniade ciała,
Ust gorących granat pała,
Półmiesiące w uszach brzęczą,
Ranki nużą, dnie coś męczą,
Luźno rańtuch pasze biodra,
Noc burzliwa, to znów modra,
Z krasych chust się kwieci głowa,
Śmiechy głośne, cicha mowa.
W kwiat różany brzoskiew pęka,
Nad strugami drży piosenka,
Wskróś piosenki się przewija:
— »Maritemi, Mamma mia!«[1]
Siny tuman z winnic wieje,
Czarnobrewa gdzieś się śmieje,
Łaskotliwe lecą głosy...
W rozmarynach, pełnych rosy,
Poświstują zmierzchem ptacy,
Nie tak ptacy, jak junacy.
Nie ustaje Amor w pracy!
Na brusiku toczy strzały,
Już natoczył kołczan cały...
Ta od żartów, ta od psoty,
Od dziewczęcej ta tęsknoty,
Od cichego zadumania...
Ta od tańca, ta od grania,
Ta od chłodu, od płomienia,
Ta od ręki uściśnienia,
Aż goręcej chwyta brusa,
Ta ostatnia — od całusa!
- ↑ »Daj mnie za mąż, matko moja!«