Dziewczyna moja w mogiłce swej leży...
A na mogiłce miesiączek się śnieży,
Niby szron ranny...
A krzyże, taj krzyże!
Co ich odejdę, to znów się przybliżę...
Jeno czernieją w tej sinej jasności,
Co ją ta nocka na ziemię przesiewa
Przez srebrne sito... A cichość aż śpiewa...
Aż brzękiem idzie...
A Anioł ten Pański,
Co go to na wsi pod zorzę już dzwonią
I w polach mówią klęczący na rosie,
Z kosą, z grabiami, zwyczajnie, jak prości,
Otwiera groby...
A słowo stało się!
Och! oczy moje, oczy!... Groby ronią,
Jakby gwiazdeczki modre!... Świętojański
Robaczek pełga świetliście na piasku...
Jeden... dwa... dziesięć...
Co blasku, co blasku!
Niby motyle, a niby dziewanny,
Trzęsące liściem polnym... Chryste Panie!
Jakie to światło i brzęk nieustanny!
Jasność aż ślepi...
A niech mi się stanie!...
Toć to duszyczki one! To dzieciątka
Do matek lecą, a lecą, a płyną...
Każda bieluśka taka, jak ta łątka...[1]
Jezu!... Marychna!... A mojaż dziewczyno
Złocista!...
Tutaj, tutaj... Tu do chaty!
Jezu, jak leci! Ogieniek skrzydlaty!
Ptaszyna moja złota!... Drzwi otworzę...
O słonko moje!...
- ↑ Łątka (wyraz starop.) — lalka.